V Konferencja Terenowa

„Jak u Pana Boga w …. Kuchni” podlaskiej, w tym: wschodniej, tatarskiej, żydowskiej, nadnarwiańskiej i korycińskiej 

28-30 sierpnia 2020 r. 

Pod koniec sierpnia 2020r. Stowarzyszenie udało się na Podlasie w ramach V Konferencji Terenowej pod hasłem: pt. „Jak u Pana Boga w …. Kuchni” podlaskiej, w tym: wschodniej, tatarskiej, żydowskiej, nadnarwiańskiej i korycińskiej. 

Kuchnia tatarska była pierwszym tematem naszej wyprawy – niezwykle smacznym i absolutnie koniecznym podczas podróży po regionie Podlasia. To właśnie w Tatarskiej Jurcie mieliśmy okazję spróbować firmowego produktu właścicielki miejsca, p. Dżenetty Bogdanowicz, czyli pierekaczewnika – dania oznaczonego unijnym certyfikatem Gwarantowna Tradycyjna Specjalność. Pierekaczewnik to listkowane ciasto makaronowe z mięsem, serem lub jabłkami. W tradycji tatarskiej pierekaczewnik przygotowywany był w czasie bajramów, czyli świąt religijnych. Dziś mistrzowsko przygotowuje go właśnie p. Dżenetta.  Pierekaczewnik nie jest dostępny w ofercie na co dzień więc warto ustalić to przed wyjazdem.  

Oprócz pierekaczewnika zjedliśmy też pyszna zupę łapszę, czyli tatarski rosół z warzywami i wypiliśmy tatarską herbatę. Menu Jurty jest bardzo bogate kulturowo więc przy każdej wizycie można spróbować innnego dania. Co ważne, dania przygotowywane są na bieżąco i z menu dostaniemy to, co akurat wychodzi z pieca – świeże i gorące. Kulinarną ucztę dopełniło spotkanie z właścicielką, która w niezwykle ciekawy sposób opowiedziała nam o prowadzeniu restauracji, tradycjach kuchni tatarskiej, walce z przeciwnościami losu i turystyką w Kruszynianach. Bardzo dziękujemy za to spotkanie! 

 

Kruszyniany to miejscowość warta uwagi nie tylko ze względu na Tatarską Jurtę, ale także na meczet i mizar, które kryją w sobie lata ważnej historii polskich Tatarów. O wszystkim barwnie opowiedział nam przewodnik p. Dżemil Gembicki, wzbogacając nas także o wiedzę na temat innych osobliwości regionu, za co bardzo dziękujemy. 

W drodze z Kruszynian do Supraśla zatrzymaliśmy się jeszcze w Kruszyniany Zajazd Tatarski „Na końcu świata” by zakupić regionalne pamiątki, a także w Krynkach, gdzie butelkowana jest woda źródlana „Krynka” oraz gdzie wypływa ona naturalnie ze studni artezyjskich. Trasa była szczególnie urokliwa gdyż nad łąkami i drzewami Puszczy Knyszyńskiej unosiła się wieczorna mgła, choć niektórzy mówią, że był to „duch puszczy”… 

 

Pierwszy wieczór naszej wyprawy zakończyliśmy podczas kolejnej pysznej uczty. Tym razem w Bar Jarzębinka Supraśl, gdzie mieliśmy okazję spróbować najważniejszych specjałów kuchni tej części Podlasia – w naszym Podlaskim Zestawie znalazła się babka ziemniaczana, kiszka ziemniaczana oraz kartacze, a także kompot. Nie udało nam się zdegustować jedynie podpiwka, ale może uda się następnym razem. 

Kolacja w tym miejscu nie byłaby tak pyszna i urokliwa gdyby nie spotkanie z jednym z właścicieli, który z pełnią pasji opowiadał nam o rodzinnej tradycji gotowania, o talencie kulinarnym swej mamy – założycielki Jarzębinki, p. Czesławy Siegieńczuk i o gościach, którzy są dla nich najważniejsi. Kolację uwieńczyła degustacja regionalnego ciasta Marcinek – także pysznego. 

Bar Jarzębinka to miejsce z duszą, polecamy! A po kolacji zachęcamy do długiego wieczornego spaceru po Supraślu. Śpi się potem wybornie – my wybraliśmy Pokoje Gościnne Nowy Świat, gdzie można doświadczyć gościnności pani Doroty i jej pysznych śniadań. 

 

Po pysznym śniadaniu na Nowym Świecie grupa PSTK wyruszyła na krótki sobotni poranny spacer po Supraślu. Oprócz najważniejszych zabytków obejrzeliśmy też miejsca, które grały w kultowym filmie z serii „U Pana Boga” i zajrzeliśmy na regionalny kiermasz smakowitości. Nie udał nam się jedynie spacer nad rzeką, bo przegonił nas stamtąd deszcz. 

Tego poranka jednak nasz cel był zupełnie inny: spotkanie z założycielem Maslove – masło 100% orzechowe – firmy produkującej w Supraślu właśnie ten przysmak. Jeśli jesteście fanami masła orzechowego, polecamy tę markę. Przemiły właściciel p. Maciej Basiński, wraz ze swoim zastępcą p. Krzysztofem opowiedzieli nam o swej firmie, poczęstowali wszystkimi rodzajami produkowanego przez nich masła – z orzechów arachidowych, włoskich, nerkowca, pistacji, migdała itd. Kolejne świetne spotkanie i owocne zakupy za nami. Będąc w Supraślu udajcie się do Maslove po masło koniecznie! 

 

Z Supraśla nie można wyjechać, nie poznawszy p. Marii Łukaszewicz i nie próbując chociażby babki i kiszki ziemniaczanej w Łukaszówka Supraśl. To kolejne kultowe miejsce Podlasia i kolejna niezwykła osoba, która tworzy i promuje kuchnię regionu od wielu już lat. Nam pani Maria pokazała, jak robi się (wyśmienitą) babkę – zjedliśmy ją oczywiście na lunch (i smakowała zupełnie inaczej niż babka w „Jarzębince”), poczęstowała nas własnej roboty pączkami i lemoniadą i opowiedziała m.in. o tym, co wpływa na sukces tego miejsca – a Wy to wiecie (tę sama zasadę – jak się dowiedzieliśmy – wyznaje się w „Jarzębince”)? W „Łukaszówce” mogliśmy też zakupić kulinarne pamiątki, jak syrop z supraskiej sosny czy pyszne domowe ciasteczka.  

 

Sobota 29 sierpnia obfitowała w jeszcze wiele innych smaków i spotkań. Po Supraślu przyszedł czas na Białystok i Sokółkę. W Białymstoku odbyliśmy krajoznawczy spacer po centrum miasta oraz kompleksie parkowym Branickich, delektując się na rynku tamtejszym napojem o nazwie BUZA. Skosztować jej można tylko w Esperanto Cafe. I tam też już na nas czekała schłodzona. Buza to popularny napój znany w mieście od czasów I wojny światowej, który przywieźli ze sobą Macedończycy. Wytwarzany jest z rozgotowanej kaszy jaglanej, do której dodaje się cukier i drożdże, a gdy lekko sfermentuje jest gotowy do serwowania. Napój został wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych. To smak bardzo osobliwy, ale ciekawy i wart spróbowania. Tym bardziej, że nie wypije się go nigdzie indziej w Polsce. 

Do Sokółki z kolei udaliśmy się skosztować lodów w Stara Szkoła, uznawanej za największą lodziarnię na Podlasiu, serwującą blisko sto smaków lodów naturalnych. Degustacji smakołyków towarzyszyło spontaniczne spotkanie z jednym z właścicieli, który podzielił się z nami ciekawostkami na temat miejsca i innych serwowanych tam przysmaków. Stara Szkoła ma też ciekawy wystrój i fajną atmosferę.  

W Sokółce nie obyło się też bez wizyty w miejscach znanych z filmu „U Pana Boga…”. 

Czego jeszcze udało nam się spróbować na Podlasiu? Pysznych serów, a ściślej Sera Korycińskiego Swojskiego oraz jego „kolegów”: Serów Zagrodowych, których wytwórcami są Państwo Agnieszka i Marcin Bielec we wsi Aulakowszczyzna niedaleko Korycina (SER Koryciński Swojski Agnieszka i Marcin Bielec). Próbowaliśmy wielu smaków: z żurawiną, oliwkami, orzechem włoskim, ziołami prowansalskimi, czosnkiem niedźwiedzim, czarnuszką  i oczywiście naturalnego. A że wszystkie były pyszne i niepowtarzalne, to zakupiliśmy różne z nich, by delektować się dalej w podróży, a potem w domach. 

Kto być może nie wie, podajemy, że Ser Koryciński Swojski został w 2012 r. wpisany do unijnego rejestru jako Chronione Oznaczenie Geograficzne. Wedle procedury niezmiennej od setek lat, wytwarzany jest on na obszarze trzech gmin województwa podlaskiego, w powiecie sokólskim: Korycin, Suchowola, Janów. Gospodarze miejsca z zauważalną pasją opowiadali o swoich wyrobach, o dziedzictwie kulinarnym, które od lat pielęgnują w regionie, o trudach pracy serowara i o rodzinnej miłości do serów.  

Korycin to jednak nie tylko sery. To też truskawki, których uprawia się tu ogromne ilości. I choć na końcu sierpnia nie mogliśmy ich skosztować, to mogliśmy zrobić sobie zdjęcia na korycińskim Rynku z piękną truskawkową księżniczką. Ciekawostki na temat pomnika oraz legendę o tej niezwykłej damie możecie przeczytać tutaj: https://proszewycieczki.wordpress.com/…/korycin…/  

 

Nasz aktywny dzień jedząc pyszną kolację. Kulinarne doznania czekały na nas tym razem w Tykocinie, w uroczej Galeria Sztuki i Smaku „Opowieści z Narwi „, zlokalizowanej na samym rynku. Gospodarze miejsca, Państwo Świętorzeccy, uraczyli nas jedną ze swych sztandarowych potraw: rakami w sosie z makaronem domowym, na bazie przepisu babci pana Kamila. Jak się dowiedzieliśmy od jej wnuka: „Babcia była nie tylko wyśmienitą kucharką, ale także nietuzinkową kobietą, chociażby dwukrotnie odznaczaną przez polskich prezydentów. Wspominanie Jej osoby sprawia mi wiele przyjemności”. Uwielbiamy trafiać do takich miejsc: z tradycją, szacunkiem dla drugiego człowieka i chęcią dzielenia się tym z turystami kulinarnymi Po obfitym daniu, po którym otrzymaliśmy jeszcze domowej roboty sernik i lokalny napój: pigwoniadę, nie pozostawało nam nic innego jak tylko pójść na długi wieczorny spacer po uśpionym już Tykocinie. Spostrzegawcze osoby już na pewno wiedzą, dokąd udaliśmy się potem na spoczynek… 

 

Niedzielny poranek w Tykocinie rozpoczęliśmy pysznym śniadaniem w miejscu naszego noclegu, opartym o regionalne produkty i smaczne wytwory szefa kuchni w Alumnat, połączone ze spotkaniem z właścicielem tej znanej wszystkim z sagi Jacka Bromskiego, miejscówki.  

Tego dnia pogoda nas trochę zawiodła, na szczęście udało nam się odbyć długi spacer po miejscowości, połączony ze zwiedzaniem ważnych dla historii Tykocina miejsc: XVII-wiecznej synagogi – dziś muzeum, cmentarza żydowskiego oraz uroczego rynku. Popłynęliśmy też na krótki rejs po Narwi, ze znanym lokalnym przewodnikiem p. Adamem Rudawskim (który ubarwił trasę niezwykłymi opowieściami o Tykocinie i jego mieszkańcach), zakończony zakupem cennych kulinarnych pamiątek. 

Tego dnia podczas obiadu królowała kuchnia żydowska, której mieliśmy okazji spróbować w Restauracja Tejsza, która znajduje się w piwnicy Domu Talmudycznego, tuż obok XVII-wiecznej synagogi, będąca najstarszą restauracją w Tykocinie. Polecamy tam zestaw, na który się zdecydowaliśmy, bo pozwolił nam skosztować kilku ciekawych dań: rosołu po żydowsku, kugla (żydowskiej babki ziemniaczanej), wątróbki po żydowsku i kreplechów (pierogów z mięsem z wołowiny). Na deser niektórzy z nas domówili sobie jeszcze ciastka z makiem i śliwką. Żałowaliśmy jedynie, że tego dnia restaurację oblegały tłumy turystów, przez co nie udało nam się doświadczyć tam podlaskiej atmosfery – tak dobrze nam poznanej we wcześniejszych miejscach – oraz nie odbyliśmy spotkania z gospodarzami. Ale może innym razem… 

Wyprawę po bogatym kulturowo Podlasiu zakończyliśmy zostawiając w pamięci jego niezwykłe smaki i pamięć o ludziach, którzy je kreują i pielęgnują.