Turystyka kulinarna w Ameryce Środkowej

Jakiś czas temu w PSTK…

Ameryka Środkowa stanowi pewną kulinarną zagwozdkę. Jest nierówna i niespójna; potrafi zaskoczyć bogactwem smaków, jednocześnie bazując na monotonii i kurczowym przywiązaniu do tradycji. Kuchnia Kostaryki jest niewybujała; w Nikaragui zjemy doskonałe owoce i kupimy . najlepszy rum, w Salvadorze – najwspanialsze owoce morza (dosłownie – prosto z morza!) i lokalną odmianę tortilli nadziewaną liśćmi chipilin. Meksyk atakuje mocą mnogości odmian papryk, ciężkiego mięsa i kolorowej fasoli; tradycyjny tex-mex, dostępny praktycznie wszędzie od Kaliforni po Panamę, dodaje do tego górę stopionego sera, śmietany i oliwy. W Gwatemali zaś doszukamy się tego wszystkiego po trochu; od zakorzenionych w tradycji Majów klasyk po takie miejsca, które zaskoczą nas zupełnie eksperymentalną kuchnią – zapraszam w tę podróż, bo warto.

Najlepszym miejscem dla turysty kulinarnego, który nie boi się jeść rękami na ulicy, a zaraz potem ląduje w restauracji serwującej kuchnię molekularną jest La Antigua, miasteczko położone odrobinę na zachód od stolicy kraju, enklawa turystów, uciekinierów z różnych zakątków świata, kulinarnych oszołomów i wielbicieli wszystkiego, co niecodzienne. Urocza kolonialna architektura i piękne ruiny XVII-wiecznych kościołów wpisane zostały w rejestr dziedzictwa UNESCO. Antigua szczyci się mianem kulinarnego królestwa, będąc w posiadaniu ponad 250 restauracji, barów, knajpek, jadłodajni i kawiarni, oraz niezliczonych jednoosobowych stoisk z uliczną strawą, zazwyczaj doskonałą. Spacer brukowanymi, nierównymi uliczkami Antiguy to prawdziwa spożywcza przyjemność; im dłużej tu jesteśmy, tym więcej ciekawostek i smaczków odkrywamy. Oto kolorowo odziane Majanki z wielkimi koszami na głowach, a w koszach – papaje, cherimoye, mango, które owe kobiety wprawnymi ruchami pozbawiają skóry, posypują solą i mielonym ziarnem dyni, a na koniec skrapiają sokiem z limonki; oto w wąskim przejściu między domostwami pachną świeżo pieczone kukurydziane tortille (uparcie przez przybyszów wymawiane przez podwójne „l” zamiast miękkiego hiszpańskiego „j”); paruje gęsty słodki napój elote, a w ciemnozielonych liściach bananowca kryją się sycące, aromatyczne tamales, formowane ręcznie z kukurydzianej masy i nadziewane rozmaitym farszem, a następnie gotowane na parze. Dobrze znać kogoś, kto zna kogoś, kto zna sekrety podwórek; gdzieś za sklepem spożywczym kryje się bowiem stół przykryty wyblakłą ceratą, a przy nim pod wizerunkiem ośmiu papieży możemy zjeść najlepsze frijoles od czasów konkwisty (a frijoles, choć to zwykła pasta z czarnej jak smoła fasoli, wcale do najłatwiejszych w przygotowaniu nie należy).

Takich sekretów Antigua kryje dziesiątki, jeśli nie setki – za grubymi murami kolonialnych domów, w ogrodach i na patiach, na placach i na ulicach. A pod kościołem La Merced, z uwagi na swoją urodę uwielbianym przez ślubujące sobie pary, w soboty wieczorem można spotkać tęgą Indiankę w kolorowej sukni, sprzedającą gorące mole, czyli czekoladowo-chilli potrawę z kurczaka. Dla tego mole można porzucić wszystko, od wegetariańskich postanowień, przez towarzyszy, po rozsądek.

Jeśli zapragniemy kulinarnych doznań z wyższego lewelu, jedyną trudnością będzie dokonanie wyboru – bo miejsc, gdzie można zjeść dobrze i ciekawie, jest bez liku. Jeszcze więcej oczywiście jest takich gdzie można zjeść źle i nieciekawie, dlatego warto wiedzieć co w bruku piszczy, który kucharz właśnie wyjechał i kto go zastąpił, gdzie zmieniło się menu, a gdzie właściciel; kiedy była ostatnia dostawa krewetek i czy mezcal przyjechał wreszcie z Meksyku. W Antigua brakuje solidnej knajpy wegańskiej i wegetariańskiej, co zaskakuje w obliczu mnogości gringos, ale wobec powszechnego uwielbienia dla kurczaka i smażeniny nie dziwi wcale. Przybyszów z Europy jest tu niewielu, królują więc burgery i sandwiche, frytki i tex-mex. Ale można i inaczej. U uroczej Laury w Cactus Shopie zamawiamy tacos z Pescado Del Pastores (nie zastanawiając się nad istotą nazwy, bo gdzie po drodze rybom i pasterzom?) i krewetkowe burritos okraszone piekielną zieloną salsą i świeżą kolendrą; to miejsce zawsze pełne jest ludzi z uwagi na gorący temperament szefowej i wspaniałą atmosferę. Po eksperymentalny fusion idziemy do Micho’s, gdzie młody i niebywale utalentowany Neil zaserwuje nam chorizo argentyńskie w małżach i winnym sosie, jadalne kwiaty i najlepszy stek w mieście, a na koniec avocado creme brulee. Dwie bramy dalej szalony Aleksander w autorskiej Sobremesa poczęstuje nas wybitnym carpaccio z lodami parmezanowymi. Po lody można też wybrać się do maleńkiego sklepiku typu mydło i powidło, gdzie smaki buraka, ryżu, piwa i wszelkich egzotycznych owoców z wszelkim prawdopodobieństwem powalą nas na kolana. Ulicę dalej w przepięknych wnętrzach Ganesh’u zjemy najdoskonalszą kuchnię indyjską, na śniadanie zaś trzeba wybrać się do Fernando, producenta czekolady i kawy – te drzwi nie zamykają się nigdy.

Wszystkie te miejsca są wypadkową doskonałej jakości produktów, autorskich lub zaczerpniętych z jakichś rodzinnych tradycji pomysłów, talentu, temperamentu i wielkich serc gospodarzy. Po wszystkim zaś ruszamy to Tobacos y Vinos, uroczej winiarni, gdzie przy jednym dużym stole do późnych wieczornych godzin leją się wina z całego świata, płyną rozmowy, opowieści i uczucia. Tak, bo Antiguę kocha się od razu; nie ma nikogo, kogo by to miejsce nie oczarowało. A niejednego na długo, długo zatrzymało.

Autorka tekstu: Krysia Roszak