W ramach Europejskich Dni Dziedzictwa PSTK zorganizowało spacer Słodycz Poznania. To był wspaniały dzień – uczestnicy i pogoda dopisali, atrakcji i niespodzianek na trasie udało nam się sporo zapewnić, spędziliśmy wspólnie ciekawy czas.
Dziękujemy naszym gościom oraz partnerom – za poświęcony nam dziś czas, poczęstunek, ciekawe nagrody: Cukiernia Kandulski, Prawdziwa krówka Pomorskiego, Bar Kawowy Kociak, PLOT – Poznańska Lokalna Organizacja Turystyczna, Rogalowe Muzeum Poznania, AVK. Studentom turystyki kulturowej z AWF Poznań – Akademia Wychowania Fizycznego im. E. Piaseckiego w Poznaniu dziękujemy za przygotowanie projektu trasy.
Poniżej prezentujemy relację z punktów na trasie i zapraszamy do odwiedzenia ciekawych miejsc w Poznaniu.
Start naszego spaceru z mapą w ręku rozpoczynał się spod Rogalowego Muzeum Poznania. Jest to miejsce, którego absolutnie nie można pominąć będąc w Poznaniu. Nasi uczestnicy tym razem nie wchodzili do środka, lecz spotkali się z właścicielem placówki p. Szymonem Walterem na dziedzińcu obiektu, który jak zawsze ciekawie i dowcipnie opowiedział o muzeum, Rogalu Świętomarcińskim (certyfikowanym produkcie UE), poznańskiej gwarze i tradycji oraz poznańskich przedwojennych kawiarniach. Spotkanie umilił poczęstunek rogalami, których słodycz dała uczestnikom energię do czekającego ich długiego spaceru przez Poznań.
KRÓWKA CIĄGUTKA i jej nazwa narodziły się 100 lat temu w Poznaniu… Wiedzieliście o tym? Turystyka kulinarna daje niesamowite możliwości kontaktu nie tylko z istniejącymi smakami, ale i z pozostałym po nim dziedzictwie. Takim punktem na naszej trasie pt. Słodycz Poznania były m.in. miejsca związane z tradycją wytwarzania krówek ciągutek w Poznaniu w okresie międzywojennym. A to wszystko dzięki Feliksowi Pomorskiemu. I choć fabryki Pomorskiego już niestety nie ma w Poznaniu (miała swe siedziby przy ulicach: Szewskiej, Strzeleckiej i Kanałowej), to opowieść o nim w mieście nie zaginęła. A uczestnikom wycieczki przypomnieli ją sam prawnuk Feliksa: Oskar Pomorski oraz p. Paulina Osmolak, którzy specjalnie dla naszej inicjatywy przyjechali z Milanówka, gdzie od czasów powojennych mieszka rodzina Pomorskich i nadal produkuje (to ręczna robota) obłędnie pyszne krówki, zawijane od lat w papierki z wizerunkiem krowy z trzema łatami.
Więcej o tradycji poznańskich krówek znajdziecie na stronach: www.krowki-pomorski.pl oraz Prawdziwa krówka Pomorskiego (uważajcie tylko na linki do innych producentów krówek z Milanówka, które choć tam wytwarzane, z Feliksem Pomorskim nie są powiązane).
Spotkanie z żywym dziedzictwem było dla nas, organizatorów oraz dla uczestników wycieczki, sporą niespodzianką.
W trakcie długiego spaceru przydaje się zawsze przerwa na dobrą kawę i ciacho. My taki punkt mieliśmy zaplanowany w Cukiernia Kandulski przy Rynku Wildeckim, z czego wszyscy chętnie skorzystali. To jedna z kilku cukierni Wojciecha Kandulskiego w Poznaniu, cukiernika, o którym słyszał każdy Poznaniak. Opowieści o jego życiu, pasji i ciastach uczestnicy posłuchali z dużym zainteresowaniem. A opowieść zaczyna się tak: „Wszystko zaczęło się od niewielkiej, mierzącej zaledwie kilkanaście metrów kwadratowych cukierni, którą dzięki uporowi i pasji do słodkości otworzył nasz tata, Wojciech Kandulski. Dążenie do celu, przywiązanie do tradycji, najlepsze składniki i autorskie rodzinne przepisy spowodowały, że nasze wypieki towarzyszą wielbicielom słodkości w Wielkopolsce (i nie tylko) od prawie 40 lat.”
Wojciech Kandulski tu cukiernik wielokrotnie nagradzany i doceniany za swe wypieki. Zasłynął także z tego, że w czerwcu 2003 z okazji 750-lecia lokacji miasta Poznania upiekł największy tort świata, wpisany następnie do Księgi Rekordów Guinnessa. Angażował się w liczne inicjatywy charytatywne, co zostało docenione przez Radę Miasta Poznania, która przyznała mu odznaczenie „Zasłużony dla Miasta Poznania”
Więcej historii i informacji znajdziecie tutaj: https://www.kandulski.pl/o-nas/
Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy, wtedy można było oglądać tylko z zewnątrz, a aktualnie znów tętni życiem. To Bar Kawowy Kociak – kultowe miejsce Poznania ostatnich dekad. Powstały na początku lat 1960-tych, zamknięty przez pandemię, był w trakcie naszej wizyty remontowany, a jego nowy właściciel, znany cukiernik Paweł Mieszała nadawał deserowej stronie baru nowego szlifu.
Uczestnicy naszego spaceru mieli okazję nie tylko posłuchać historii Kociaka, ale także wejść do środka i napisać coś od siebie na przeznaczonej specjalnie do tego ścianie. To dopiero były emocje! Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że powrócą tu zaraz po otwarciu lokalu. Losy Kociaka świetnie uchwycono w tekście z Głosu Wielkopolskiego, polecamy lekturę:
https://gloswielkopolski.pl/bar-kociak…/ar/c1-15340730
W ramach Europejskich Dni Dziedzictwa szukaliśmy również miejsc już nieistniejących w realu, a jedynie żyjących na łamach książek, na mapach czy starych fotografiach. My, podczas naszego spaceru dotarliśmy pod:
1) Kawiarnię Pfitznera – na Starym Rynku nr 6. Kawiarnia ta była jedną z najstarszych i najsłynniejszych poznańskich cukierni (powstała w połowie XIX wieku). Jej właścicielem był potomek Bambrów, cukiernik Antoni Pfitzner. Tajemnicą sukcesu Antoniego miały być pracowitość, pomysłowość, taniość słodkości oraz uprzejmy stosunek do klientów. Dla wielu polskich mieszkańców Poznania kupowanie wyrobów cukierniczych (jak chociażby rogali świętomarcińskich) i wina u Pfitznera było narodowym obowiązkiem. Cukiernia mieściła się w pięknej kamienicy – czy rozpoznajecie miejsce? Prezentujemy fotografie, na których pokazana jest działalność tego niezwykłego człowieka.
2) Poznańską Fabrykę Wódek i Likierów Artura Gaede, znaną także jako Fabrykę Czekolady i Cukrów, mieszczącą się przy ul. Św. Wojciech 29. Działała w latach 1919-1953. Była fabryką likierów i spirytusów, cukierków, karmelków, dropsów, marmolady i powideł oraz wytłocznią soków oraz win owocowych. Zobaczcie, w jakich pięknych opakowaniach sprzedawano słodkie likiery…
3) „Cafe Esplanade”, znaną też jako „Kaffehaus Hohenzollern” czy „Arkadia” przy Placu Wolności 11, otwartą w 1912 roku. W ofercie Esplanady można było skosztować m.in. lodów włoskich, które były specjalnością zakładu. Właścicielem był znany poznański kupiec Wiktor Wandelt, który wprowadził najnowocześniejsze w Europie nowinki gastronomiczne tamtych lat. Lokal był symbolem elegancji i luksusu: na zewnątrz znajdował się drewniany taras, na którym rozstawiano stoliczki dla 1000 gości, drzewa w donicach oraz na którym mieściła się scena dla orkiestry.
Nasza trasa wiodła nie tylko przez Stare Miasto i Wildę, ale także przez dzielnicę Jeżyce. Tam, na naszych uczestników czekały niezwykłe miejsca.
Pierwszy to tereny i obiekty po dawnej fabryce czekolady „Goplana”, która miała swą siedzibę w Poznaniu od drugiej dekady XX wieku aż do 2016 roku. W najlepszym swym okresie zatrudniała ponad 1500 pracowników i produkowała różne słodkości: czekolady, cukierki czekoladowe, ciastka. Uczestnicy spaceru dotarli na miejsce, gdzie stała kiedyś fabryka (dziś powstaje tam osiedle o takiej samej nazwie i choć nazwa miejsca pozostanie u swych korzeni) i gdzie jeszcze na ostatnich budynkach i bramie zawieszone są szyldy. Było to dla wielu osób przeżycie sentymentalne, dla innych opowieść, której nie znali. Szkoda tylko, że fabryki i samodzielnej firmy już w mieście nie ma, no i zapachu czekolady też nie. Szkoda, że nie powstało zapowiadane muzeum, że wstrzymano realizację warsztatów czekoladowych i że nowy właściciel „Goplany” (firma Colian) nie chciał przyłączyć się do spaceru Słodycz Poznania. Mamy na szczęście jednak silne poczucie lokalnej tożsamości i dziedzictwo „Goplany” jest dla nas w mieście nadal ważne.
Pozostałe pachnące miejsca Jeżyc to te literackie, z zapachami wypieków rodziny Borejków i ich przyjaciół, zamieszkujących domy przy jeżyckich ulicach w sadze powieści autorstwa Małgorzaty Musierowicz. Uczestnicy spaceru mieli okazję posłuchać o kawiarniach, które w książkach M. Musierowicz się pojawiły: jak nieistniejąca już kawiarnia „Ewa” przy ul. Dąbrowskiego (do której chodziło się na ciastka tutti-frutti i na drożdżówki, oraz w której w oparach dymu przesiadywali pracownicy bezpieki), czy bar kawowy Kociak. Obejrzeli też książkę M. Musierowicz „Łasuch literacki” z przepisami na pyszne ciasta obecne na łamach książek, jak słynny sernik Kłamczuchy, babka wielkanocna mamy Żakowej, czy murzynek Gabrysi. Otrzymali następnie przepis na pyszne jabłka Hesperyd.
To był niezwykle sympatyczny, słodki, słoneczny i udany dzień. Dziękujemy jeszcze raz uczestnikom i partnerom wydarzenia za wspólnie spędzony czas. Na wiosnę postaramy się przygotować kolejną kulinarną trasę.